• 12 years ago
Schyłek lata

Kończące się lato
w duszy jakiś smętek,
zakurzona zieleń, rżyska pusto-zżęte.
Nie pachną chlebem zbożowe warkocze,
chłodem wieją czarnowłose noce.
Zmęczony motyl, wtulony w malwy
drży na zeschłym liściu
w kołysce ślazu.

Jeszcze tak niedawno
szła tamtędy miłość
pośród pagórków, szeroką doliną
zjawiskowo piękna,
lecz czas jej minął.
I, jak mgła opadła
tiulową, białą chustą
w kwiatów rozchylone usta.

Teraz milczenie
ponad łąkami,
a lato dyszące skwarem
wciąż w piersi gorącą falą.
Ciepło zostało w pamięci
ona spragniona, on tęskni
jak wody chcą napić się siebie
po niezmierzone dno,
po ciszy westchnienie,
której do świtu nic nie przerywa.
Tak było,
lecz czy może bywać?

Trawy z orkiestrami świerszczy,
oni o lecie rozmarzeni jeszcze,
lecz tylko jedno przychodzi do głowy
czekać...

Recommended